Pamiętacie ostatnią
akcję marketingową o nawadnianiu? Tym razem agencja marketingowa
zgłosiła się do mnie z nowym pomysłem – będziemy ochraniać
włosy! Włosy ? - pomyślałam. Toż to bezdennie głupie i złośliwe
kreatury, którym nie należy się nawet cień współczucia.
Początkową złość i dezorientację zastąpiła chwila zadumy.
Zaraz zaraz...Być może czas zakończyć rządu terroru i suszarki,
a zaskoczyć je miłością i troską w ten zimowy czas. Zakopać
topór wojenny, pomiziać szczotką, rozpieścić odżywką? I choć
do włoso-maniaczek mi daleko, oj daleko, nie będę zaprzeczać –
zimą budzą się moje instynkty opiekuńcze względem moich
prostaków, oj przepraszam – włosków. Może dzięki poniższej
grafice obudzą się i Wasze :)
Moje zimowe
problemy:
ciągła
wścieklizna włosa – czyli włosy w stylu elektro po każdym
zdjęciu czapki czy szalika. Rozwiązanie: nie nosić czapki :) lub
nosić taką, której materiał jest delikatny dla włosów
włosy kołtunem
podszyte – od szalika przy karku robi mi się kołtun na
kołtunie. Niestety dolna partia włosów przez ciągły kontakt z
szalikiem czy szorstkim swetrem jest najbardziej narażona na
uszkodzenia mechaniczne. Rozwiązanie: upięte włosy. Zimą
częściej noszę spięte włosy, żeby oszczędzić im kary swetra
z poliestrowej pseudo wełny (toż to powinno być średniowieczne
narzędzie tortur)
niedosusz włosa –
niestety moje poranne
szykowanie się do pracy nie przebiega tak leniwie jak w reklamach.
Czasu mało, zadań wiele – w tym wysuszenie włosów. Przyznam
bez bicia robię to niedokładnie. A co robi woda na mrozie –
zamarza. W naszych włosach. Ughhhh. Przyrzekam suszyć włosy do
suszu całkowitego!
susz głowy
– może nie jest moim głównym problemem, ale jeśli już
narzekam na suchą skórę i łupież to na pewno jest zima. Być
może rozwiązaniem jest preparat z reklamy :) Ja stawiamy na olejki
kładzione na skalp (co za paskudne słowo!).
A
jak Wy ułatwiacie życie włosom w czasie zimy ?