To co zdziwiło mnie na wejściu to...dzikie tlumy. Na targu byłam o 9:00, więc dość wcześnie, ale jak widać większość wybrała się na zakupy o poranku. Do dyspozycji kupujących było ok. 20 stanowisk - część asortymentu potwarzał się. W zdecydowanej przewadze były stoiska z warzywami i owocami, kilka stoisk z pieczywem, czy swojską wędliną. Znaleźć można było również różnego rodzaju kasze, miody, przyprawy - co dusza zapragnie. Co ważne - smaki nie tylko polskie, bo były również stoiska z wyrobami greckimi i portugalskimi. Wybór stoisk jak najbardziej na plus, choć zawiódł mnie trochę asortyment. Nie kupiłam wszystkiego czego chciałam (m.in. upragnionego topinamburu) i nie znalazłam też niczego co by mnie kulinarnie zaskoczyło, a na to po cichu liczyłam. Ponarzekam również na ceny. Nie wiem szczerze mówiąc na ile były one spowodowane kosztami produkcji takiej żywności, a na ile tym, że bycie eco jest poprostu modne i chodliwe...Dla przykładu za 2 bataty (700 g) zapłaciłam 14 zł, jajka ekologiczne to koszt 1,5 zł sztuka, oliwki greckie to min.10 zł za 100g. Przyznam bez bicia, że nie jestem jakimś maniakiem ekologicznej żywności i być może było to dla mnie pierwsze zderzenie z cenową rzeczywistością eko-produktów.
A to moje skromne zakupy: Amarantus (mam w planach zrobienie domowej granoli!), oliwko z migdałem, bataty i polski czosnek (bo chiński to szajs).
Gorąco trzymam kciuki za tę inicjatywę. Pomimo cen, myślę że fajnie mieć takie miejsce pod nosem - w końcu nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie mi ochota na wiejskie smaki dzieciństwa. Mam nadzieję, że z czasem BioBazar się rozrośnie i będzie oferował jeszcze szerszy asortyment odwiedzającym. Po cichu liczę, że latem BioBazar będzie istnym owocowo-warzywnym rajem :)