Z Londynu wróciłam tydzień temu, jednak nadmiar obowiązków i braku wolnego weekendu sprawił, że nie umiałam zebrać się do napisania postów - stąd tydzień przerwy. Z małym poślizgiem wracam do Was z zużytymi produktami ze stycznia, natomiast już w środę pierwsze nowości - nie tylko z Anglii.
Alterra Chusteczki Aloesowe do demakijażu - pozycja obowiązkowa w mojej kosmetyczce co miesiąc. Tanie i dobre, choć wiem że mają tyle samo zwolenników, co przeciwników ;)
YSL Faux Cils - to jedna z najlepszych maskar jakie miałam. Daje tzw. dramatyczny efekt - dobrze wydłuża i pogrubia rzęsy. Uwielbiam także jej...zapach :) Jedyny minus - dość szybko staje się sucha.
Yves Rocher Balsam regenerujący - wersja migdałowa jest moją ulubioną. Zapach jest piękny i otulający. Jeśli chodzi o wartości pielęgnacyjne, również nie mam nic do zarzucenia, choć raczej jest to produkt profilaktyczny, niż na większe awarie.
Lirene Demakijaż Oczu Płyn łągodzący - tu niestety nie napiszę pozytywnych słów. Płyn nie radził sobie z oczyszczaniem oczu nawet z lekkiego makijażu. Łagodzić, też nie łagodził - energiczne pocieranie wacikiem nie było zbyt komfortową czynnością :)
Aussie Mega Shampoo - kolejny Aussie, i kolejne rozczarowanie. Na początku wszystko pięknie, a potem...Już dawno nie miałam tak obciążonych włosów po żadnym szamponie.
Balea Dusch&Creme - kolejna stała pozycja w mojej kosmetyczce :) Uwielbiam!
Schwarzkopf Taft 3 Weather - z reguły jak kupuję lakier do włosów, to jest to Taft. Miałam już różne wersje i szczerze mówiąc nie zauważam wielkiej różnicy między nimi. Wszystkie spełniają swoje zadanie.
Comodynes Age Prevention - serum, które kupiłam przez przypadek na promocji w TK Maxx, okazało się być jednym z lepszych jakie miałam. Bardzo szybko się wchłaniało, świetnie nawilżało i zmniejszało przetłuszczanie skóry. Jeśli kiedyś na nie traficie, bierzcie bez namysłu!
To tyle - następne zużycia już za miesiąc.