Mówią, że przezorny zawsze ubezpieczony. W myśl tego wyświechtanego przysłowia tworzę listę must-have, a raczej would-have ;p Tak na wypadek, gdyby kiedyś trafiła mi się megakumulacja w lotka lub gdyby tysięczny mail od dalekiego wujka z Nigerii (a raczej jego prawnika, w końcu wujek umarł i zostawił mi miliony !) w końcu okazał się prawdziwy. Achhh kto czasem nie lubi sobie pomarzyć :) W każdym bądź razie, gdyby nagle stała się obrzydliwie bogata natychmiast pognałabym (a raczej poleciałabym prywatnym odrzutowcem ;p) po następujące rzeczy ;)
Chanelowska 2.55 jest zdecydowanie moim największym marzeniem związanym z modą. Jest idealna pod każdym względem i podoba mi się niezmiennie od kilku lat. Zdecydowanie wybrałabym kolor czarny – klasyczny, elegancki i ponadczasowy. Jeśli mam być szczera to czasem, aż boli mnie serce, gdy widzę jak różnej maści 'celebrities' noszą 2.55 do dresów czy innych równie wytwornych ubrań ;p
Reed Krakoff Gym bag jako bardziej casualowa alternatywa dla 'chanelki' :P Piękna w każdym celu – moje serce podbiły wersje pytonowe. Idealna wielkość, idealny kształt, mniej idealna cena ;) (ok.2700 dolarów)
Jeśli chodzi o buty na obcasie na mojej liście na samej górze uplasowały się dwa modele – Maniac Briana Atwooda i klasyczne Decolette Louboutina. Najchętniej miałabym je we wszystkich kolorach ;)
A na spacery z psem czy rajdy po sklepach cudowne, mięciutkie baletki od Lanvin – zdecydowany ideał balerin :)
Sukienki...hmm przychodzą mi do głowy dwie rzeczy. Cudowna kolekcja Jasona Wu – piękne kobiece wzory i te rozkloszowane doły... i klasyka wśród sukienek – bandażowy Herve Leger (to nic, że mają je nawet Doda i CichyChłopek ;P)
Myśl: Burberry – skojarzenie: trencz i szal. Dwie rzeczy o których śnię po nocach (no dobra, nie śnie, ale zdanie to dobrze ukazuje dramatyzm sytuacji). Na myśl o kaszmirowym szaliczku mam ochotę się w niego wtulić, natomiast chęć posiadania trenczu Burberry chyba nie wymaga wyjaśniania :)
Żakiet na bogato od Balmain. Pięknie dopasowane do sylwetki i te power shoulders...marzenie. Rozważałam nawet napaść na Anję Rubik – w końcu nie ma szans, żebym przegrała z taką chudą szkapą ;)
I gdy byłabym już ubrana od stóp do głów, wisienkę na torcie stanowiłaby klasyczna bransoletka z kłódką od Tiffany&Co :)
A co dla Was jest nieosiągalnym, modowym marzeniem :) ?