2012/07/21

O mojej bransoletkowej kolekcji

Czytając mojego bloga nie trudno się domyślić mojej słabości do bransoletek. Obecnie jest to zdecydowanie moja ulubiona część biżuterii. Na moje nieszczęście jestem bardzo podatna na wszelkie modne (i swoją drogą stanowczo zbyt drogie - tak zdaję sobie sprawę) gadżety, toteż w mojej kolekcji są Lilou, Pandora i Mokobelle, a w niedalekiej przyszłości pewnie i kilka innych marek lubianych przez "selebritis" :) (no co ja mogę!). Chciałam Wam dzisiaj przedstawić wszystkie bransoletki jakie mam - część z nich pochodzi z sieciówek, część z wyżej wymienionych firm, część jest bardziej luksusowa. Każda ma jednak swoją historię. Wiem, że niektóre na chwile obecną wydają się delikatnie mówiąc...szpetne, nie mam jednak serca się ich pozbyć ;) W końcu w jakiś sposób świadczą o tym, że mój styl ewaluuje mam nadzieję w dobrym kierunku ;))



Największa w moich zbiorach :) Ogromna i ciężka bransoleta z Mango. Kojarzy mi się z moją uczelnią, bo bardzo przeszkadzała w pisaniu i wydawała zbyt głośne brzdękanie :) A że ostatnio temat uczelni wywołuje smutek (oj prosto w soft spot :)) to mam do niej sentyment :)))


Te dwie pokazywałam Wam całkiem nie dawno - wiążą się z zakończeniem pewnego etapu w moim życiu, a mianowicie z końcem studiów (soft spocik po raz drugi). Pierwsza - jest najdroższym eksponatem w moich zbiorach, zrobiona z białego i żółtego złota. Druga z kolei za każdym razem mnie rozczula - to, że mój mąż buszuje po facebooku bloga by sprawiać mi niespodzianki jest jedną z najsłodszych rzeczy ever :D


Te srebrne dzieciątko z mojej kolekcji wiąże się z jednym z lepszych dni w moim życiu - moim ślubem ;) To właśnie ją miałam ubraną tego szczególnego dnia. Jest na tyle specjalna, że bardzo rzadko ją noszę - żeby się nie zniszczyła :D


To właśnie jedna z tych szpetot, do których mam sentyment. Mały biżuteryjny koszmarek z C&A, który jakimś cudem (błędy młodości) stał się moją studniówkową biżuterią. Same rozumiecie... :)


Lilou :) Obydwie dostałam od mojego męża - chyba sobie w ten sposób zaznaczył "teren", gdyż egocentrycznie na jednej wisi chłopek, a na drugiej serduszko z napisem "Tomek". Co by nikt nie miał wątpliwości, no ! :) A wracając do samych Lilou - czas wymienić im sznurki :D


Pandorka to z kolei dzieło moich rodziców, którzy bardzo wczuli się w hasło "Life has its moments make them unforgettable", gdyż regularnie dbają by każda ważna chwila miała swoją reprezentację na Pandorce ;)


Kolejna bransoletka z serii "schowaj głęboko w szafie i módl się, by nikt nie wyciągnął" :) "Piękne" perły i równie cudownej urody h&mowskie złoto :P Co mam na wytłumaczenie ? :) Fascynacja kiczem i latami 80. :P


Te dwie to prezenty od koleżanki Esterki - lewa H&M, a prawa handmade ;) (pozdrawiam Ester! :))


Te trzy bransoletki to pierwszy "dorosły" zakup w wieku lat bodajże 16 w sklepie Orsay. Były to pierwsze bransoletki i chyba pierwsza w ogóle biżuteria kupiona przeze mnie, bo ciężko uwierzyć, ale dość długo nie przejawiałam ciągotek w tym temacie :D


Trzy Asosiątka :) Najbardziej lubię tą niebieską - zrobiona jest z prawdziwej skóry, a kosztowała całe 3 funty. Poza tym bardzo ładnie prezentuje się latem. "Złota" z czaszką jest efekt miłości do cieniutkich bransoletek, natomiast różowa jest chyba efektem niskiej ceny, bo jak widać urodą to to nie grzeszy :)


Te dwie to natomiast zdobycze z H&M :) Po lewej jeden z ogólnie pierwszych biżuteryjnych zakupów w tej sieciówce (a swego czasu byłam wręcz znana z zamiłowania do jak to mówiłyśmy "złota z h&m"). Po prawej zakup z tego sezonu. Powód ? Miłość do limonki :)


I ostatnia :) Bransoletka z Marc by Marc Jacobs, czyli kolejny prezent od męża (dobrze wie co żonka lubi :D). Uwielbiam takie zegarkowe bransolety :)