O ile peeling z serii Apteczka Babuni (klik) przypadł mi do gustu, o tyle masło moim ulubieńcem nie zostanie. Zapraszam na recenzje tego produktu w wersji odżywczej dla skóry suchej (z olejem z pestek słonecznika i kompleksem witaminowym).
Opakowanie
Nie jest może szczytem designu, nie zachwyca szafą graficzną - jednak spełnia się w roli opakowania dla masło. Proste, dużej wielkości, odkręcane opakowanie. Nie mam zastrzeżeń.
Zapach
W wersji, którą recenzuję jest taki trochę męski, jednak całkiem przyjemny - zawsze to jakaś odmiana od chemicznych kokosów i wanilii. Nie utrzymuje się długo na skórze, jest subtelny i nie duszący.
Konsystencja
Przedziwna - w opakowaniu dość mocno zbita, jednak w kontakcie ze skórą robi się bardziej płynna i niestety trochę oleista (chyba zbyt dosłownie potraktowano nazwę produktu:)). Masło lubi "uciekać" z ciała ;)
![]() |
Ostatnie zdjęcie jest celowo przyciemniony, by było widać mazy jakie powstają po rozsmarowaniu produktu. |
Użytkowanie
Ugrr - ostatnio mam jakiegoś pecha do ciężko rozsmarowujących się produktów (już niedługo przeczytacie o kolejnym tym razem ogórkowym delikwencie). Nie jestem fanką konsystencji - na skórze pozostawia niestety przez dosyć długi czas tłustawą warstwę. Dłuuugo schnie. W ostatnie upały dostawałam szału jak całe ciało lepiło mi się od tego produktu. Niestety jestem na nie. Jeśli chodzi o nawilżanie - to jest one powierzchowne. Produkt wygładza skórę na długi czas przy regularnym stosowaniu, jednak dogłębnie jej nie nawilża - po odstawieniu na kilka dni balsamu skóra powróciła oczywiście to swojego stanu wyjściowego. Co na plus ? Skład z 5 % masła shea (drugie miejsce w składzie), choć w resztę zawiłych nazw chemicznych wolę się nie wczytywać ;) Dla ciekawskich skład na dole.
Cena - 12 zł za 300ml.
Jestem ciekawa jak sprawdzą się inne wersje tego produktu.